Ludzie kochają rankingi. Najbogatszy Polak, najszybszy samochód, najlepszy odkurzacz, najbogatsza firma. Kochają je, bo one w czytelny i perswazyjny sposób segmentują świat na lepszych, dobrych, zwyczajnych i takich sobie. Rankingi są perswazyjne, bo zawierają liczby, a z tym się nie dyskutuje.
Tym wstępem polski Forbes opatrzył ranking najdroższych polskich (w potocznym, a nie formalnym, jak się domyślam, rozumieniu) marek. Biedronka określona jako polska marka (dla przypomnienia jej właścicielem jest portugalskie Jerónimo Martins SGPS, S.A.) jest prawie warta tyle co Orlen i PKO BP razem.
Inaczej:
spożywka = paliwo + bank
Można snuć przypuszczenia dlaczego, skąd itd. ale ja chciałem o czymś bliskim, ale nieco innym.
Otóż niedawno pokazały się również rankingi światowe. Konkretnie trzy: Interbrand, Brand Finance i BrandZ. Każdy mierzący wartość nieco inną metodologią (choć do końca nie wiadomo jaką). Na tyle odmienną, że różnice w wartości marek były blisko trzykrotne i kolejność w całym zestawieniu też była różna. Wszystkie, już po raz kolejny, zestawił @Jonathan Knowles. Zobaczmy jak to wygląda:
Rzut oka na tę tabelkę wprowadza w zdziwienie. Podkreśla to ta grafika:
Minds & Roses z Forbesem wykonali wielką pracę przeliczając cytowane na początku parametry na pieniądze. Wcale nie mniejszą pracę wykonali wspomniani światowi gracze.
Ale we mnie żarzy się wątpliwość, czy skoro różnice bywają aż tak ogromne można takim rankingom ufać? Na ile te „wyceny” mają sens, jeśli jakaś metodologiczna korekta prowadzi do dramatycznie różnych wniosków? Skoro uznani eksperci tak bardzo „rozjeżdżają się” w ocenach wartości jaki jest sens ich podawania (oprócz samego medialnego efektu)?
I na sam koniec – wiem, że ludzie chętnie takie zestawienia czytają, dzielą się nimi
- znów Apple na pierwszym miejscu, Ci to umieją w marketing!,
Od dziecka jesteśmy karmieni rankingami – na najlepszego ucznia, najgrzeczniejsze dziecko, widzimy i może sami stajemy na podium, jeżeli nie, to Ci na pudle nam imponują. Podlegamy ciągłej ocenie i jesteśmy częścią niekończących się zestawień. Nie ma szans by nie reagować na rankingi. Kiedyś miałem okazję rozmawiać z osobą z listy najbogatszych. Nie omieszkałem żartobliwie wypomnieć z jak finansowo wartościowym człowiekiem rozmawiam. Reakcja brzmiała:
- Serio? Naprawdę bardzo bym chciał. Ale nawet sprzedając wszystko po najlepszej cenie nie dobiłbym do 10% tej kwoty.
Wyceny, zestawienia wartości firm i marek. Do czego one służą, oprócz generowania świetnego pretekstu do komunikacji? Przecież jak przychodzi co do czego (np. do rzeczywistej, urealnionej wyceny firmy i marki) to takie rankingi są jedynie niezgrabnym i nie zawsze na temat szkicem. Jak ktoś ma kupić firmę to może zerka na miejsce w rankingu i na wycenę po to by mieć jakąś orientację. A może się mylę i ranking jest podstawą do negocjacji? Ale skoro tak, to co się dzieje gdy przed oczami widnieją trzy różne rankingi różniące się w przypadku niektórych firm 11x – JEDENASTOkrotnie (VISA)!?
Dobrym uzupełnieniem, wsparciem dla moich wątpliwości jest ranking reputacji marek na rynku amerykańskim (tak, tylko amerykańskim, więc niepełny i niepokrywający się ze światowymi zestawieniami). Otóż ten z kolei pokazuje, że Apple już nie jest takie cudowne (poza pierwszą 10-tką), zaś Patagonia mająca świetną reputację w sumie jest dość biedna…