De gustibus non est disputandum. O gustach się nie dyskutuje. Ale jak robić dobre rzeczy nie mając poczucia gustu? Takie moje krótkie dywagacje na temat wszechobecnego branżowego kłopociku.
Od dawien dawna twórcy zmagali się ze swoimi klientami zderzając swoje poczucie smaku, estetyki i gustu z klientami. Od dawien dawna artyści twierdzili, że „ciemny lud” (że posłużę się cytatem) gustu nie ma, lub jeśli ma, to zły.
Na kanwie tego sporu powstawały rzeczy wielkie, tworzyły się epoki, o których dziś nasze dzieci uczą się w szkołach. Możnaby rzec, że to twórczy (nomen omen!) spór, którego skutkiem jest rozwój, a przynajmniej brak stagnacji.
Niemniej, wielce wkurzający jest fakt, jak następuje zderzenie pieniędzy z dobrym smakiem, z estetyką. Często jest tak, że pieniądze – w sporej części te naprawdę duże – pojawiają się tam, gdzie próżno szukać poczucia estetyki, dobrego smaku, a przynajmniej niezłego gustu.
Dlaczego nazywam to branżowym kłopocikiem? Otóż twierdzę, że zderzenie dobrego gustu z dużymi pieniędzmi najczęściej następuje w działaniach reklamowych. Jest wiele produkcji reklamowych noszących ślady i blizny po tym wypadku, a niewiele tych, w których smak się obronił.
Pomyślałem sobie, że czasami brakuje sił, cierpliwości i narzędzi, by przekonać decydenta, że to co jest w jego guście niekoniecznie jest w dobrym guście. Może takim narzędziem okaże się dla Was seria tych spotów? Może Iris Apfel, ta 95 letnia Pani, uznana za ikonę mody, Wam pomoże?
A może wystarczy jak użyjecie czasami słów, które po kimś i ona cytuje:
Fashion you can buy but style you must possess.
A może popełniam błąd, przesadzam twierdząc, że reklama powinna/może kreować gusta i zmieniać postrzeganie? Że jej prawem i obowiązkiem jest pokazywanie tego co estetyczne i w dobrym guście i tonie?