Niedziela w IKEA. Historia niereklamowa. Choć i o niej nakręcono reklamowy spot.
Zakupy w IKEA. Świeci słońce.
Wychodzimy, a tak naprawdę wyjeżdżamy wypakowanym po brzegi wózkiem. Tańczę wokół wózka, bo oczywiście zjeżdża na pochyłym parkingu.
Na wózku półki, wanienka, torba z drobiazgami za stanowczo za dużą kwotę i gigantyczny fotel. W głowie pytanie – zmieści się to wszystko?
Aga podjeżdża autem. Próbuję jakoś do małego autka wepchnąć olbrzymie pudło. Nie da rady. Za nami jakiś koleś parkuje starym VW Transporterem tak, że mało mnie nie rozjedzie i nie przygniecie do pudło-fotela. Macha przepraszająco. Ja tu walczę z jakimś nieporęcznym, za dużym i niemieszczącym się nigdzie klocem, a ten mi autem po tyłku jeździ! No rzesz!
Pakuję 30 kilowe pudło z powrotem; trudno, trzeba zamówić transport.
Odjeżdżam wózkiem z fotelem. Po drodze taryfiarz biegnie za mną mówiąc farsiaską gwarą, że zawiezie taniej niż transport Ikei. Olewam go. Już wchodzę do budynku, gdy dzwoni Aga. W myśli – nie mogę teraz gadać! Przecież walczę ze zsuwającym się fotelem i pochyłym parkingiem! Co jest?!
– Tak kochanie?
– Wracaj, załatwiłam transport. Za darmo.
– ??? Ale…
Wracam.
Aga rozmawia z tym od Transportera.
– Obiecał, że nam podwiezie, bo mieszkają niedaleko – mówi rozbrajająco.
– Wymieniliście się telefonami?
– Tak.
– Zostaw kobietę na chwilę, już komuś dla swój numer telefonu… – rzucam sarkastycznie.
Witam się z gościem i zupełnie nie myśląc pakuję nasz fotel do jego auta.
– Poczekam na moją kobietę i Wam podwieziemy.
– Super! Czekamy! Dzięki! – rzucamy na odchodne.
Odjeżdzamy na dalsze zakupy. Ogarniają mnie wątpliwości. Chyba jesteśmy/jestem niespełna rozumu, że tak po prostu dajemy obcemu nasz nowy fotel. Ale facet wygląda na godnego zaufania. A jak on żyje z takich jak my? A potem handluje gdzieś tymi nowymi, gotowymi do podwiezienia meblami?
– Ojtam – mówię – nie był taki drogi. Najwyżej stracimy te kilka stówek. Usprawiedliwiam się przed Agą i sobą, czując, że nasze zachowanie z rozsądkiem ma wspólnego tyle, co jogging po ledwo zamarzniętym jeziorku kamionkowskim.
Robimy kolejne zakupy. Zajmują nam z godzinę, albo lepiej. W głowie wciąż wątpliwości, czy można tak po prostu komuś zaufać. Czasy takie niepewne… Tyle wzajemnej nienawiści…
Dojeżdżamy do domu. Dzwoni Agi telefon. To Kuba – ten od fotela (dopiero teraz dowiedziałem się, że moja kobieta zna jego imię! 🙂 )
– Daj dokładny adres, będziemy za jakieś pół godziny, kończymy zakupy – słyszę głos Kuby w Agi telefonie.
Dokładnie po 30 minutach na osiedlowe podwórko wjeżdża VW z naszym fotelem na pokładzie.
Jestem wciąż w szoku i pod wrażeniem ludzkiej bezinteresownej życzliwości.
https://www.youtube.com/watch?v=_HilJSwMToE
Kubo i Marto – znamy tylko Wasze imiona, nie możemy Was podlinkować, a należy się Wam, że hej!
Chcemy Wam BARDZO podziękować i publicznie wyrazić wdzięczność nie tylko za Waszą pomoc, ale przede wszystkim za to, że przywróciliście wiarę w ludzi i w humanizm!