Tytułowa konstatacja to (nie) tylko wniosek z eksperymentu przeprowadzonego na ludziach zwanych influencerami. To również cyniczny (sorry) opis i definicja modnego pojęcia influencer marketing.
Tłok reklamowy i czasy mamy takie, że każda marka szuka – trochę w desperacji i panicznie – miejsc, gdzie mogłaby się pokazać. Odkryto Instagram – miejsce, którego fenomenu nie umiem zrozumieć, ale mogę się poczepiać 🙂
Rzeczony Instagram, medium obrazkowo-hasztagowe stał się kolejną platformą niebezpośredniej promocji marek oraz czystą definicją pojęcia influencer-marketing.
Otóż na pierwszy rzut oka to nic innego jak albym ze zdjęciami ułożonymi po trzy w poziomie i ciągnącymi się w nieskończoność w dół (pod warunkiem, że ktoś/coś opublikowało wystarczającą ilość obrazków). Oprócz tego są jakieś relacje i pewnie coś jeszcze. W sumie to nie jest bardzo ważne jak serwis wygląda – ważniejsze jak dzisiejsze, obrazkowe pokolenie go konsumuje. Otóż wszystko wskazuje na to, że użytkownicy Instagrama po prostu uwielbiają oglądać jak się innym żyje.
Kiedyś siedzieli na przyzbie i patrzyli jak Heniek lub inny Stasiek (nie mam na myśli nikogo konkretnego, więc przepraszam wszystkich Henryków i Stanisławów) przejeżdżają furmanką – dziś robą to samo na Instagramie. Kiedyś szeptem komentowali:
– Ty! Patrz, Mańka była u fryzjera, pewnie Stasiek sporo w tym mieście zarobił, że ona taka odstawiona.
Dziś piszą:
– O! Wow! Jak Ty pięknie wyglądasz! Jaka kreacja!
Co myślą, pozostawiam Waszej wyobraźni i zmysłowi obserwacji. Nasuwa mi się jedynie smutny wniosek, że komentarze wyrażające podziw są przepełnioną zawiścią hipokryzją. Ale działają, bo wciąż obserwujemy kolejne selfie-gwiazdki święcące napiętymi pośladkami lub opowiadające jakie to mają cudowne życie. I, co najdziwniejsze, naprawdę nieźle im finansowo się wiedzie, bo marki lecą do nich jak muchy do… Nie, nie do miodu.
Na tej intelektualnej pustce da się zarobić, ale można również z niej zakpić. To ostatnie postanowił zrobić PayLess przeprowadzając eksperyment, który wygląda tak:
OK – żebyście mnie hejtowali mniej przerysowałem i przejaskrawiłem. Nie zawsze popularność (również ta instagramowa) jest pusta, często wynika z ciężkiej pracy nad własnym wizerunkiem. I tym drugim się kłaniam, co sądzę o tych pierwszych już wiecie.