W sierpniu tego roku agencja Mother zrealizowała dla Greenpeace film, animację opowiadającą smutną historię orangutanka.
W animacji wykorzystano wierszyk, prostą rymowankę, jaką ponoć znają wszystkie brytyjskie dzieci. To wzruszająca historyjka małpki, która ucieka przed maszynami niszczącymi jej dom – las palmowy.
10 lat temu Greenpeace udało się podpisać z wielkimi producentami porozumienie o ograniczeniu wykorzystania w produkcji olejów palmowych. Niestety porozumienie nie jest jakoś specjalnie respektowane, więc tę animację zrealizowano by wywrzeć na koncernach dodatkową presję. Wierszyk jest czytany przez Emmę Thompson. Świetna produkcja, która została szeroko opisana przez media branżowe, lecz…
Lecz w sierpniu nie odbiła się specjalnym echem. Przed chwilą postanowieniem Clearcast zakazano emisji tego spotu, rzekomo z powodu nadmiernie politycznego wydźwięku.
Dziwnym trafem spot jest opisywany jako świąteczna reklamy marki Iceland. Prawdą jest, że Iceland podpisuje się pod tą produkcją i deklaruje brak olejów palowych w sprzedawanych u siebie produktach, ale świąteczność tego spotu jest już wymysłem.
Piątkowy (9 listopada 2018) ban Clearcastu spowodował wybuch popularności spotu – ~35 milionów wyświetleń online, tysiące medialnych wzmianek o produkcji i problemie orangutanów.
Jaka pointa?
Coraz częściej mamy do czynienia z produkcjami, które zyskują na znaczeniu i popularności z powodów urzędniczych. Ktoś zabroni, ktoś nie puści, odrzuci, a może ktoś się obrazi. Z jednej strony, to nic dziwnego – bo przecież chcemy wiedzieć czego zabroniono i z jakiego powodu, z drugiej jednak ten sposób przebijanie się do publicznej świadomości otwiera niebezpieczną furtkę: zrób coś na granicy, a może lepiej ją przekrocz, to Cię zauważą.
Co sądzicie?