Dość często dostaję coś na kształt briefu. Klient wysyła dokument, w którym opisuje swoje oczekiwania. Nie mówi, że ma kłopot, nie potrafi tego z siebie wydusić. Jedyne zadanie (no dobrze, może nie jedyne, ale jakże częste) to zwiększyć sprzedaż.
Niezmiernie rzadko oczekiwanie jest zdefiniowane jako zwiększenie rozpoznawalności, zmiana wizerunku albo zwiększenie jakiś parametrów pozasprzedażowych.
Tym razem było inaczej, ale jakże podobnie! Brief zawierał pełen opis firmy, jej założeń strategicznych, struktury, penetracji rynku. Kłopot był dość oczywisty – nie jest dobrze. Jesteśmy drodzy, kuleje dystrybucja, sprzedaż jest słabiutka. Z badań wynikało, że możliwości (deklaratywne) są. Towar prima sort. Tylko coś jest nie halo.
W firmie pojawił się nowy szef – pracownikom portki napełniały się kiślem. Szef przyciskał. No to z desperacji napisali brief. Opisali problem i znaleźli rozwiązanie – słuszne i właściwe – zróbmy coś z wizerunkiem i świadomością marki. A że byli ambitni to i cele postawili sobie i agencji ambitne.
I tu dochodzimy do sedna. UWAGA!
Celem kampanii reklamowej było osiągnięcie wysokiego poziomu znajomości marki czyli… 100%!!! (w populacji) – to nie jest żart!
Śmiać się, płakać czy kompletnie załamać? A może edukować? Chodziłem nie mogąc wziąć głębokiego oddechu przez ponad 2 tygodnie i przegrałem przetarg. Nie byłem w stanie zagwarantować osiągnięcia tego celu i to mi wytknięto.
Cel prawie do osiągnięcia, tylko te koszty…