Komuś w cudownej organizacji, dzięki której mamy narodowy, emocjonalny, wspaniały festyn, kompletnie się we łbie poprzestawiało. I podejrzewam o to osobę będącą prawnikiem.
Awantura o wspaniały film Madasa „Mecz o wszystko” i regulamin strony internetowej UEFA są złączone jedną nicią. Jeszcze gdzieś na drodze tej nitki jest Mleczko(R) i pewnie jeszcze kilka innych firm i podmiotów. Brzmi dziwnie, śmiesznie, paradoksalnie? Chyba nie do końca.
Pamiętacie, czemu TVP zapierała się nogami i rękami przed publikacją filmu Madasa? Chodziło o prawa autorskie – nazwijmy to inaczej – ochronę własności intelektualnej. Lotte Wedel zabronił blogerce używania nazwy swojego produktu argumentując to ochroną praw do nazwy produktu. Ten tekst też podlega takiej ochronie – bez względu, czy to napiszę w jakimś regulaminie, czy nie.
Można i należy swoje prawa chronić i o nie dbać, ale czasami warto uważać, żeby nie popaść w przesadę. W taką uliczkę poszła UEFA. Oto kawałek regulaminu z jej strony internetowej:
Przetarłem oczy ze zdumienia i pomyślałem, że może ktoś to źle przetłumaczył? Sprawdziłem wersję angielską:
To samo.
Właśnie dlatego w tym artykule nie ma linku do UEFA, a i ich nazwę wymieniam lekko zestresowany, bo a nuż jest gdzieś jeszcze (regulamin oficjalnego serwisu już znam) powiedziane, że za wymienienie tej nazwy powinienem zapłacić?
Nie jestem prawnikiem, ale mam wrażenie, że to chyba bezprawie, że mi nie wolno źródła podlinkować bez jego zgody. Nie wspominając o bezsensie takiego działania! To co – UEFA pozwie do sądu google, binga i tysiące, a może miliony innych stron za zamieszczenie iluśtam linków?
Ten wpis przynosi mi ulgę, że mogę się czepić UEFA i wylać trochę frustracji.
Wylewam na nich, bo nie mam nic do powiedzenia na temat profesjonalizmu reprezentacji Polski po przegranej z Czechami i nie czuję się uprawniony do wyrażania jakiejkolwiek opinii. Może mi być tylko smutno. I jest.