Nie reklamuj się online!

8 powodów dla których nie warto reklamować się w internecie.

Jest przynajmniej kilka powodów dla których reklamowanie się w sieci ma sens, jednym z nich jest policzalność – wiesz ile pieniędzy inwestujesz i na bieżąco wiesz, co ta inwestycja Ci przynosi.

Jednakże jest to też powód aby nie reklamować się online. Wystarczy wiedzieć, że średnio aby dotrzeć do jednego konsumenta trzeba wyświetlić 2000 reklam.

Gdyby to nie było wystarczająco przekonujące, powodów aby nie reklamować się on-line można znaleźć więcej. Oto 8 z nich.

  1. 600 milionów ludzi używających urządzeń podłączonych do sieci nie ma ochoty oglądać Twoich reklam, używa mechanizmów blokujących ich wyświetlanie. Jeśli nawet przygotujesz coś wyjątkowo atrakcyjnego wizualnie, ofertowo, coś co Twoich konsumentów z pewnością zainteresuje, oni mogą tego nie zobaczyć, bo blokują wyświetlanie reklam. Wszystkich reklam. Reklama internetowa cieszy się wyjątkową i niechlubną sławą, mówiło się kiedyś o ślepocie banerowej (banner blindness), dziś wspomina się odrzuceniu, żeby nie powiedzieć obrzydzeniu. Prowadzone na całym świecie wielkie, ogólne i zupełnie malutkie, dedykowane badania mówią, że na kilkanaście zaprezentowanych badanym form reklam (statyczne, dynamiczne, video, w prasie, telewizji, OOH itd.), połowa jest odrzucana, ~90% tej połowy to reklamy przeznaczone do internetu. Okazuje się, że konsumentom łatwiej zaakceptować reklamę w TV niż na YT, nawet jeśli to ten sam spot.
  2. 25% budżetu reklamowego w ogóle dotrze do konsumenta – zdanie i cyfra padły z ust Chief Brand Officera P&G, Marca Pritcharda. To znaczy, że 3/4 budżetu to pieniądze wydane na pośredników, technologów, oszustów, jego zdaniem po prostu wyrzucone w błoto. Kiedyś mówiło się, że połowa budżetu jest zmarnowana…
  3. Ta sama firma – P&G – zanalizowała średnią skuteczność swoich reklam internetowych. Wyszło im, że 5/10000 wyświetlonych reklam ma jakąkolwiek rację bytu, takie mają wskaźniki, w tym CTR. Co się dzieje dalej (po kliknięciu) nie powiedzieli, ale chyba nie są zbytnio zadowoleni, bo w USA zmniejszyli budżet on-line o $140 000 000 (140 milionów), przenieśli go gdzie indziej i sprzedaż wzrosła o 2%. Hmm…
  4. Brak kontroli. Często reklamy kupuje się w sieciach reklamowych (np. dlatego, że taniej, łatwiej), co oznacza, że reklamodawca tylko mniej więcej wie gdzie ona się pojawi. Nie zna kontekstu, momentu wyświetlenia itd. To może narazić markę na śmieszność, a w konsekwencji zaszkodzić jej wizerunkowi. Jak się spojrzy na to szerzej, to można stwierdzić, że reklamowanie się on line może być dla marki wręcz niebezpieczne. Wyobraźmy sobie np. reklamę głośników obok informacji, że hałas zabija…
  5. Reklamy finansują treści pojawiające się w internecie. Wszystkie treści. Te prawdziwe, te zmyślone, śmieszne, smutne, tragiczne. Ale spójrzmy tylko na te wymyślone, oszukańcze – naprawdę chcesz drogi reklamodawco finansować fake-newsy? Nie chcesz, ale kupując reklamy internetowe de facto to robisz.
  6. A może drogi reklamodawco masz ochotę finansować niskiej jakości serwisy, najsłabsze dziennikarstwo, miejsca służące nabieraniu, naciąganiu ludzi itd? Tak? A więc reklamuj się w internecie!
  7. World Federation of Advertisers co roku pyta swoich członków o plany marketingowe, o budżety itd. Ostatnia ankieta wyjawiła, że 90% stowarzyszonych reklamodawców ma zamiar zaudytować swoje umowy reklamowe i dostawców, bo nie bardzo ma pojęcie jak i gdzie są wydawane ich pieniądze. Założę się, że wystarczy spytać dowolnego dużego, albo średniego reklamodawcę, gdzie dokładnie idą jego budżety, a odpowiedź będzie podobna.
  8. I na koniec najmocniejszy akcent z tej wyliczanki. Oszustwa. JPMorgan Chase twierdzi, że w ostatnim roku ilość oszustw popełnianych w stosunku do reklamodawców zwiększyła się dwukrotnie (o 100%), o uwaga 16 000 000 000 (16 miliardów) dolarów. Wymienione wcześniej WFA twierdzi, że jak tak dalej pójdzie, to w ciągu najbliższych 8 lat ten rodzaj przestępstw awansuje na drugą pozycję zaraz po handlu narkotykami.

Aktualny model w jakim funkcjonuje świat reklamy internetowej jest dość anachroniczny, ma już ~20 lat, pochodzi czasu przełomu wieków, czyli z czasu wielkiej internetowej i już dawno pękniętej bańki. Pora go zmienić. Sęk w tym, że nie bardzo są pomysły jak to zrobić.

Marcin Kalkhoff
Marcin Kalkhoff

Admirator prostych i działających rozwiązań. Wszystkożerna hybryda technicznego wykształcenia z kreatywnym, komunikacyjnym i biznesowym doświadczeniem. Specjalista strategicznego kreowania i zarządzania marką. Jedyny strateg w Polsce, który służbowo siedział na Pudelku i, który swoją zmaterializowaną strategię, może oglądać w muzeum w Atenach. Wykładowca na Uniwersytecie SWPS oraz Uniwersytecie Warszawskim.
Twórca i Partner marketingowej kancelarii audytorskiej BrandAuditors, autor tego właśnie bloga, współtwórca Klubu Strategów Marketingu oraz współautor książki „Po prostu strategia. Instrukcja budowy i obsługi silnej marki”.
Współpracuje z firmami z wielu sektorów: internet i media, FMCG, bankowość, ubezpieczenia, IT, telekomunikacja, opieka zdrowotna.

Artykuły: 534

Jeden komentarz

  1. Cześć, bardzo fajny post, dzielę się nim dalej. Zgadzam się z każdym z punktów. Droga alternatywna to zapewne różnego rodzaju personalizacje, promowanie dużo bardziej dopasowane do kontekstu, miejsca, czasu, osoby, ale… to nie takie łatwe (mimo zaawansowanych możliwości śledzenia itd.). W sumie to pozytywne, prawda? Bo może kiedyś dojdziemy do miejsca, w którym reklamy nie będą tak irytujące 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.