Najpierw ponarzekam, mogę? Mogę? Patrząc na nasze rodzime, polskie reklamowe podwóreczko stwierdzam. Nic sie nie wydarzyło godnego uwagi. Żadnej przełomowej strategii, żadenego ciekawego wydarzenia.
To możliwe, żeby ten rok był taki nijaki? Nie. Nie był nijaki. Agencje przetrwały mimo coraz dotkliwszych zatorów płatniczych, coraz trudniejszych negocjacji, coraz większej presji konkurencyjnej i coraz to atakującego kryzysu, którego niby nie było, a był przynajmniej dobrym pretekstem do narzekań. Był także wymówką, że coś się nie udało, nie odnotowano wzrostu, nie zwiększono zysku, nie przyznano podwyżki. Ot taki z nieba spdający, korporacyjny kryzysik-dupochronik.
Ale niketórzy go odczuli. Nie wiem, jak i w jakim stopniu, ale to widać, bo jeśli agencja top-of-mind polskiej kreatywnej reklamy przenosi się na Domaniewską, to coś jest na rzeczy. Powody mogą być chyba tylko dwa – kryzys, albo jakaś nieznana i niezrozumiała rozgrywka na wysokim szczeblu. Intuicyjnie stawiam na pierwszy.
27-go grudnia, w trzecim od końca pracującym w 2013 roku dniu, po facebookowych wallach przemykał się, prężąc prostacką i prymitywną pierś, kolędo-filmo-żeno-spocik Drutexu. Takiej pomorskiej firmy, co to kiedyś robiła albo handlowała drutem (na ekspot pewnie), a dziś robi okna. Ta oto firma odniosła spektakularny sukces finansowy i wypluwa ze swoich taśm ileśtam plastikowych (i innych) okien dziennie, a ludziska je kupują, bo łykają ich ofertę ze względów cenowych i z powodu przekonywyjącej reklamy (’y’ nie jest błędne!) wyprodukowanej w podobnym jak żenokolęda stylu i guście. Więc, wracając do wątku, tę żenoprodukcję za roczną pointę polskiej myśli marketingowej śmiem uważać. A co, ktoś mi zabroni?
Bo, jak wielu wie, problem komunikacji reklamowej nie tkwi w głowach agencji reklamowych. Tkwi w podejściu marketerów, możnowładców, którzy dorobili się na czymś, więc świetnie wiedzą jak marketing ma wyglądać. Nie potępiam ich za sukces finansowy, bah – może nawet czasami im go zazdroszczę, ale potępiam i piętnuję żenujące produkcje, prymitywizm i chamstwo. Śmiem uważać, że inteligencja, kultura osobista, kindersztuba są przymiotami, które warunkują dobrą i skuteczną komunikację, a nie jakimśtam przeżytkiem i omszałą, historyczną i zapomnianą wartością. Jacek Kotarbiński na swoim blogu, komentując tę żenoprodukcję zapytał Kto bogatemu zabroni?. Nikt nie zabroni wyprodukować i na tym poprzestańmy. Weźmy się za kolejne wydarzenia 2013.
Może tym razem coś z początku roku. Powoli kończę narzekania i hejterstwo, obiecuję.
Moja ulubiona marka na początku 2013, w styczniu i lutym została oblana hektolitrami zimnej wody, może nawet hejtu. Wieszczono koniec, prawie bankructwo. Kilka miesięcy później iPhone 5S pobił rekord sprzedaży w dniu premiery…
W lutym pokazał się pierwszy spot EURO BANKU wykonany na modłę disco polo.
http://www.youtube.com/watch?v=CwEG8mo6itA
Tak, wiem, że w zamierzeniu to była kpina, ale czy tak została odebrana? Tego już tak pewien nie jestem.
A jeszcze w styczniu rozpoczęła się celebrycka PLAYada, dziś podsumowywana tym spotem:
Jak słusznie sam PLAY zauważa udało mu się wykreować nową gwiazdę. Nie ma to jak dobry casting.
BMW od początku 2013-go na wszelkie sposoby zapowiadało wypuszczenie na rynek swojej elektrycznej serii:
A wracając do lutego – marka, którą z uwagą śledzę od chwili powstania, wyemitowała takie coś:
To jeszcze w tej części zamknijmy moją opowieść reklamowym marcem.
Facebooka pozwano za „lubię to”, co nie odbiło się żadnym echem, Vice opisał kulisy działań w socialmediach, co też żadnego gracza z tego reklamowego segmentu nie przewróciło, a poniższa, marcowa kampania społeczna poruszyła niewielu, bo nie było słychać o jakimś dramatycznym wzroście sprzedaży prezerwatyw.
Do zobaczenia w części II-giej.
PS. Wybór reklam, wydarzeń i opinie autora są skrajnie subiektywne i ich intencją nie było narażanie kogokolwiek na szwank (jakby jakiś Sokołów czytał – teraz lub za pół roku), zamierzeniem było zadrażnienie receptorów wzrokowych i emocjonalnych i czasami wywołanie uśmiechu.