Pisanie to nie wszystko…

Jak pewnie zauważyliście trochę czasu nie pisałem. Jeśli ktoś bardzo czekał na to, by poczytać co mam do powiedzenia i poczuł się zawiedziony brakiem wpisów – przepraszam i zachęcam do napisania lub zadzwonienia do mnie.

Nie, nie mam zamiaru zamykać bloga, nie zamierzam również przestać pisać. Codziennie coś piszę. A to prezentację, a to opracowanie, a to artykuł, a to kawałek książki. Na tyle dużo, że na bloga już palców nie starcza, a paznokcie się wycierają i nie trzeba ich obcinać. No i klawiatura się wyciera…

Jest jeszcze jeden, znacznie ważniejszy niż naprędce wymyślone wycieranie paznokci, powód. Wolę rozmawiać. Wolę prowadzić warsztaty niż prezentować. Lubię dwustronny kontakt. Tak, wiem – blog, przynajmniej w teorii, taki kontakt zapewnia. Ale aby go utrzymać trzeba pisać, czyli jesteśmy w punkcie wyjścia.

6070f69e_apple-keyboard-1

Większość tu obecnych – czytających, klikających cośtam w necie – czyta i pisze. W 80% używa oczu i palców, a nie aparatu mowy. Śmiem twierdzić, że w ciągu ostatnich 10-20 lat proporcje mówienia w stosunku do czytania i pisania się odwróciły.

Pracując w firmie nie idziemy do kolegi, czy współpracownika by mu o czymś powiedzieć, czy o coś zapytać. Piszemy maila – bo przecież, a nuż nam ktoś zarzuci, że nie pytaliśmy…

Często łatwiej nam napisać smsa – bo taki nieinwazyjny – niż zadzwonić.

Z dalszymi znajomymi porozumiewamy się za pomocą czatu. Ku mojemu zdziwieniu, wielu z moich znajomych, nawet Skype’a używa jak komunikatora, a nie po to by porozmawiać…

Dziś znakomita większość komunikacji międzyludzkiej odbywa się za pomocą pisania i czytania.

Co to ma wspólnego z reklamą i komunikacją reklamową, z markami, strategiami i całym Waszym i moim życiem zawodowym?

Mówi się , że w erze socialmedia właściciele marek są zmuszeni do nawiązywania bezpośredniego kontaktu z odbiorcą. Nic bardziej nieprawdziwego – są zmuszeni jedynie do odpisywania. Nikt ich nie zmusza do rozmowy. Konsumenci zamiast zadzwonić na infolinię, napiszą na fanpage’u. Napiszą! Konsumenci nie chcą się spotkać, wolą się kryć za swoim monitorem, bo tam (nawet mimo braku anonimowości) czują się bezpieczniej. A nawet, gdyby chcieli się spotkać i porozmawiać, to nie mają z kim i nie mają na to czasu. Więc piszą na fejsie.

Strateg wciąż pisze. Na przykład prezentacje, które klient dostaje mailem i też mailem odpisuje.

Tworzenie marek to pisanie. Nie rozmowa. Pisanie.

Ja też piszę na fejsie. Jak nie wiecie co piszę, to spójrzcie na prawo. Nie, nie poza monitor. Tu po prawej stronie jest branddoctorowy wall.  Coś tam piszę. Może nawet codziennie? Piszę o rzeczach, które mnie śmieszą, które podziwiam i oczywiście o tych, które mnie wkurzają. O innych też piszę. Za dużo piszę.

Jeszcze coś bym Wam napisał, ale wolę opowiedzieć. Proszę przynajmniej o telefon w celu dyskusji.

Codziennie coś piszę. A to prezentację, a to opracowanie, a to artykuł, a to kawałek książki. Na tyle dużo, że na bloga już palców nie starcza, a paznokcie się wycierają i nie trzeba ich obcinać. No i klawiatura się wyciera…

Marcin Kalkhoff
Marcin Kalkhoff

Admirator prostych i działających rozwiązań. Wszystkożerna hybryda technicznego wykształcenia z kreatywnym, komunikacyjnym i biznesowym doświadczeniem. Specjalista strategicznego kreowania i zarządzania marką. Jedyny strateg w Polsce, który służbowo siedział na Pudelku i, który swoją zmaterializowaną strategię, może oglądać w muzeum w Atenach. Wykładowca na Uniwersytecie SWPS oraz Uniwersytecie Warszawskim.
Twórca i Partner marketingowej kancelarii audytorskiej BrandAuditors, autor tego właśnie bloga, współtwórca Klubu Strategów Marketingu oraz współautor książki „Po prostu strategia. Instrukcja budowy i obsługi silnej marki”.
Współpracuje z firmami z wielu sektorów: internet i media, FMCG, bankowość, ubezpieczenia, IT, telekomunikacja, opieka zdrowotna.

Artykuły: 534

10 komentarzy

  1. Trafne spostrzeżenie panie Marcinie i jeszcze do tego chwytliwe/nośne językowo. Ale… czy trafne w przypadku wszystkich marek? Na poziomie kontaktu z konsumentem markę współtworzą ludzie i tam rzeczywiście się rozmawia lub rozmawiać powinno. Kontakt z klientem, jakość obsługi, marka banku, poczty, restauracji, sklepu, ubezpieczyciel, operator sieci telefonii, salon samochodowy i wiele więcej. Rozmawia się więcej i rozmawiać powinno także w przypadku marek, które buduje się daleko poza punktem sprzedaży.

    Ale niektóre marki – czy rozmawiać powinny? Czy nie jest sztuczne i nadęte, że nagle zaczęły rozmawiać z konsumentami marki od sznurowadeł przez wody mineralne po papier toaletowy? Cóż za wspaniałe to dialogi!!! „Piątek, piątunio, piąteczek”, „Komu dziś kibicujecie?” Od pewnego czasu w świecie marketingu funkcjonuje wiele nośnych haseł na których ładnie się pisze książki i robi wykłady: od 3.0 przez dialog z konsumentem, rozmawianie, obustronną komunikację właśnie. Ale należy się zastanowić czy to „rozmawianie na siłę”, nie odziera „marki z marki” (jako zbioru atrybutów istniejących w mojej głowie). Ktoś kiedyś powiedział, że „muzyka mówi tysiąc razy głośniej niż słowa”. Patrząc na wiele usiłujących „rozmawiać” marek to myślę, że ciągle to logotyp, packshot, slogan mówią głośniej, ładniej i składniej niż wymuszona próba dialogu. Pomimo wielkiej wartości obustronnej komunikacji, o której Pan pisze, nie zawsze warto rozmawiać na siłę. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem – skoro operujemy nośnymi hasłami. I w wielu przypadkach o wiele milej patrzy mi się na jednostronną komunikację marki z rynkiem niż na nagłe nadanie jej twarzy specjalisty od social media czy „blogeręa”. Dlatego myślę, że czasami jednak bardziej opłaca się marce milczeć niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości 😉

    • 1. Dziękuję za miły komplement!

      2. Tak – niektóre marki nie powinny rozmawiać, bo nie umieją. Powinny zamknąć wszystkie kanały dostępu do siebie i tylko nadawać w stary, sprawdzony sposób. Nic na siłę. Tylko jakie to przyniosłoby skutki? Klienci nie odwróciliby się od takiej marki?

      Mam taką hipotezę – może zbyt odważną, ale lubię ostre krawędzie i kolory:

      – marka trendsetter nie musi słuchać – wystarczy, że coś powie/napisze (sic!)

      – marka follower musi rozmawiać, bo zniknie.

      • dziękuję za odniesienie się 🙂

        Czyli słuchamy chętnie autorytetów, z chęcią dzielimy się zdobytą wiedzą, a nieznajomi muszą nas solidnie zaczepić na ulicy, żeby znaleźć dla nich czas na chwilę rozmowy 🙂 ale z drugiej strony, jak miło się czujemy, kiedy autorytet nawiąże dialog 😉

        Co do pytania na temat odwrócenia się od marki, trudno się odnieść zwłaszcza, że czasami chyba ciężko o mierzalność efektu „nierozmawiania”? Nie rozmawiamy przecież z masą, tylko konkretnymi konsumentami (jeżeli już mówimy o dialogu). Jeden odwróci się od marki, jak specjalista social-media nie odpisze na komentarz na Facebooku, drugi narobi szumu w sieci bo jest „blogerę”, a odpisywali mu na maila aż jeden dzień, a trzeci nie zmieni ubezpieczyciela nawet po tygodniu dobijania się do call center… Problemem tego szumnego dialogu jest niestety fakt, że dialog to obustronna komunikacja marka-konkretny konsument, a nie marka-persona, czy marka-jeden z -45 profili -konsumenta -w mediach społecznościowych :)))

        niełatwo się rozmawia, a wszędzie mówią, że trzeba :))) taki problem z tym dialogiem :)))

        • Tak, nieznajomi muszę się napracować – podobnie jak ktoś, kto ma ambicje być autorytetem.

          Nierozmawianie jest najłatwiej mierzalne – zawsze = 0 🙂

          Właśnie dlatego, że niełatwo to robić pisząc, napisałem (!) o rozmowie. Bo jak inaczej mogę to wygłosić? 🙂

  2. Ok, a marka, która rozmawia ze swoimi konsumentami, tzn. nadaje komunikat poprzez pokazanie im swojej możliwej reklamy, a następnie słucha co odpowiada jej grupa, jakiś wycinek społeczeństwa (bo nie wiem czy to na 100% konsument), a następnie odpowiada poprzez uwzględnienie tejże opinii konsumenta…

    Czy tego typu rozmowa jest ok dla marki typu follower?
    Bo zakładam, że dla trendsettera aboslutnie nie!

    • Tak – marki „podążające” słuchają konsumentów, bo twierdzą, że muszą im oferować to, czego oni (konsumenci) oczekują. Co bardziej zdumiewające to są dość silne marki, zatem taki sposób działania wcale nie jest zły. Jest po prostu jednym z możliwych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.