Kampanie społeczne to dość specyficzny kawałek reklamowego biznesu. Jest tak samo wiele tematów, które nie są poruszane, bo nie ma na nie pieniędzy, jak tematów nie poruszanych, bo nie wiadomo z której strony się do nich zabrać i wreszcie takich, które są po prostu drugoplanowe.
Kampanie społeczne przeważnie wyciągają na wierzch to, co jest skrzętnie zamiatane pod dywan, wyświetlają sprawy, które są wstydliwe lub wreszcie takie, o które boimy się otrzeć, boimy się ich dotknąć, już nie wspominając o mówieniu albo krzyku.
Rolą takiej społecznej kampanii/reklamy jest zwrócenie uwagi na problem, wywołanie emocji i reakcji, przełamanie wstydu i/lub strachu. Te dobre trwale zmieniają podejście do problemu. Inne po prostu drażnią receptory wywołując natychmiastowy, lecz krótkotrwały efekt. A te jeszcze inne po prostu nie działają.
Zestawię tu dwa obrazy/spoty społecznościowe. Dlaczego akurat te? A dlatego, że w biegunowo różny sposób opowiadają o problemie. To prawda, że to inne zagadnienia, inny kłopot. Ważna jest jednak różnica w podejściu i potencjalna (nie)trwałość komunikatu. To co je łączy to to, że obydwie są psie.
Do Waszej oceny zostawiam, czy i która z nich ma szanse wywołać zmianę postaw społecznych i wywrzeć efekt dłuższy niż wirusowe rozprzestrzenianie się filmu.
Najpierw dowcipnie i zadziornie:
https://www.youtube.com/watch?v=T1xl6giKWxw
A teraz ostro, acz z przymrużeniem oka:
Ten ostatni spot mocno spolaryzował oglądających – część jest oburzona, część zachwycona.
Komentarze mile widziane!