Mój młodszy syn ma dziś prawie 5 miesięcy, jest karmiony piersią. Mój starszy syn też był karmiony piersią.
Nie dość, że nie było i nie ma w tym niczego dziwnego, to jest to najbardziej naturalny sposób z istniejących na świecie. Gdy dziecko jest głodne, spragnione lub po prostu chce się przytulić, mama przystawia je do piersi. To czysta biologia. Dziecko karmi się piersią w KAŻDEJ sytuacji, gdy jest taka potrzeba. Na dworze, na ławce, w kinie, restauracji, na parkingu, wszędzie.
Internet huczy od oburzonych, zniesmaczonych, zobrzydzonych. Czytając te „szalenie inteligentne” wypowiedzi mam nieodparte wrażenie, że największy krzyk podnoszą Ci sikający pod drzewami w parkach, w przydrożnych rowach, wystawiający swoje sikające przyrodzenie na widok i wątpliwy podziw przechodniów. Gdzieniegdzie tylko przebija się głos matek i ojców – zwolenników karmienia zawsze i wszędzie.
Cała ta medialna histeria wydarza się w międzynarodowym tygodniu karmienia piersią (1-7 sierpnia) oraz z powodu precedensowego procesu jaki kobieta wytoczyła restauracji, w której poproszono ją o opuszczenie sali gdy zaczęła karmić.
Problem zdegustowanych widokiem dziecka przyssanego do piersi jest moim zdaniem jak porzekadło: niech się wstydzi ten kto widzi. Nie potrafię zrozumieć ich oburzenia. Nie mają kłopotu z własnymi upublicznionymi czynnościami fizjologicznymi, nie reagują z takim wrzaskiem na reklamowane cycem dachówki, cegły, czy inne rzeczy, a oburzają się na pierś life? Nie tylko ja tego nie rozumiem. O karmieniu piersią powstało wiele reklam społecznych. Oto kilka z nich, moim zdaniem najlepszych.
Niech pointą tej krótkiej notki będzie hasło przytoczonej reklamy Australian Breastfeeding Association:
Publiczne karmienie piersią jest prawem matek.
Ja tylko dodam, że jest również prawem dzieci.