…20 kilometrów za Warszawą.
To zdanie usłyszałem kilka lat temu. I to była część jakiegoś żartu. Ostatnimi czasy coraz częściej przekonuję się o prawdziwości tego zdania. Boleśnie. No, ale przecież jestem niedzisiejszy. Warszawka – od pokoleń. Czyli elyta. No dobrze, dość cynizmu.
Wczoraj miałem przyjemność (to nie cynizm!) prowadzić małą prezentacyjkę na targach mody w Poznaniu. Pogadałem sobie troszkę o Internecie, o stronkach modowych itd. itp.
A potem (a może przedtem?) przeszedłem sobie przez hale targowe. I dopadło mnie. Zdziwienie.
Nie jestem specem od mody. Ani od damskiej, ani od męskiej. Ale to, co zobaczyłem przeniosło mnie w lata 70-te ubiegłego wieku. Nie przesadzam! Oldskul, że aż świszczy! Czy na prawdę Polska tak wygląda i się ubiera? Czy w naszym kraju króluje wzornictwo zza żelaznej kurtyny i gierko-style? Jakoś na ulicy widzę coś zupełnie innego. Dostrzegam piękne i dobrze ubrane kobiety (czy one mnie też dostrzegają?), ale to może wiosna się zbliża. Na facetów nie pacze – nie mam zdania.
Czasami wpada mi w oko jakaś reklama ciuchów. Taki na przykład H&M. Albo Reserved, Zara i takie tam. Ale to jest styl wielkomiejski może. Reszta ubiera się jak na tych, no – tfu – targach. Kupuje z łóżka na targu.
Oddam honor. Ale nie tanio! Były może 2-3 firmy (wystawcy), które pokazywały coś jako-tako dzisiejszego. Ale… ale nie chcielibyście zobaczyć ich materiałów marketingowych! Aż mnie palce swędzą, żeby Wam pokazać ich „folder”. Niby folia matt, dobry papier, ale reszta?! Nie pokażę. Bo mi wstyd, że pracuję w branży, w której moja konkurencja potrafi coś takiego wykonać.
Zupełnie się nie dziwię, że nie spotkałem tam żadnej (oprócz Camela, który zapewne pojawił się tam przypadkowo) znanej marki odzieżowej.
Tyle, bo zacznę przeklinać i mnie zamkną za obrazę majestatu czyjegoś.
Sorki, ale musiałem sobie ulżyć.